niedziela, 18 sierpnia 2013

Rozdział trzeci

~*~ 
Wchodząc trzeci dzień z rzędu do pustego domu z pełnią nadziei, że będę mogła porozmawiać choć chwilę z Harrym, zdałam sobie sprawę, że chcę wrócić. Chciałam kochać i czułam, że tęsknota zalewa całe moje ciało.
Pchnęłam z hukiem wózek pod schody i wchodząc do kuchni już całkowicie straciłam nadzieję.
Naprawdę go nie ma.
Nalałam sobie soku pomarańczowego, lustrując wzrokiem błyszczące czystością mieszkanie. Nie miałam pojęcia dlaczego mnie jeszcze nie zwolnili, skoro i tak nic tutaj nie robię.
***
Rzuciłam kartę-klucz na szafkę, chcąc jak najszybciej wygrzebać z torby dzwoniący telefon. Niestety, to tylko Kassandra.
- Kass? Miło cię w końcu słyszeć!- uśmiechnęłam się lekko, przełykając gulę rozczarowania.- Co u was?
- Hej, Bell- moja siostra zaśmiała się cicho, a ja czując nutę zdenerwowania w jej głosie niemal od razu zmarszczyłam brwi.- Wszystko w porządku, uhm... Tak jakby.
- Coś się stało małej? Wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć- mruknęłam podchodząc do okna.
- Nie, z nią wszystko okay- moje zdenerwowanie wciąż rosło, a cierpliwość malała.- Dostałam pracę.
- Tak? To świetnie!
Po drugiej stronie słychać było tylko ciszę. Naprawdę nie rozumiałam, dlaczego moja siostra nie jest zadowolona z otrzymania nowej pracy.
- Hej, Kass, jesteś tam?
- Szpital w Seattle zaoferował mi transport do Afryki, mam być tam jedną z pielęgniarek, Bell- powiedziała łamiącym się głosem.- Na dodatek pokłóciłam się z rodzicami i nie mam gdzie zostawić małej... Ty z kolei masz Jamesa. Ta praca to jedyna deska ratunku na to, żebym wyszła z długów po Danielu.
Daniel, mąż Kassandry, umarł dwa lata temu w wypadku samochodowym, zostawiając moją siostrę z dwuletnim dzieckiem.
- Odeszłam od niego, a teraz znów jestem w Londynie- mruknęłam po chwili, skubiąc róg hotelowej firanki.
- Naprawdę? Jest tam gdzieś obok ciebie Harry?- zapytała radośniej siostra.
Poczułam ogromny skurcz w żołądku, gdy tylko usłyszałam o kogo pyta.
- Nie- pokręciłam przecząco głową, jakby tutaj była.- Ja... My nie mamy ze sobą kontaktu.
- Och- odpowiedziała tylko, jakby wiedziała, że na razie nie chcę o tym mówić.- Więc mogłabyś zaopiekować się Boo na miesiąc?
- Jasne, przecież raz już była ze mną tutaj w Londynie!
- Tak, tylko że na niecałe pięć dni, Bells- przypomniała mi dobitnie Kas.- W takim razie postaram się być na Heatrow jutro jakimś nocnym lotem. Będziesz na nas czekać?
- Jasne, tylko jeszcze daj mi znać o której będziecie dokładnie- porozmawiałam jeszcze chwilę z moją siostrą, pożegnałam się z nią i Boo, po czym zakończyłam połączenie.
Postanowiłam, że wyjdę z hotelu i pokupuję dla Boo kilka gotowych obiadków w słoiczkach, więc wyjęłam z sejfu swoje ostatnie oszczędności, spakowałam je do torby i wyszłam, chowając kartę klucz do kieszeni spodni. Pomyślałam, że koniecznie potrzebuję nowej karty sim.
***
Niosąc dwie reklamówki wypełnione kaszkami, obiadkami i deserkami BoboVita- nie zapominając o soczkach, przemierzałam ulice Londynu, kierując się do jednego z wejść na stacje metra. Zdecydowałam kupić kartę w kiosku obok mojego hotelu. Kassandra wysłała mi wiadomość z dokładną godziną przylotu jakiś czas temu, więc byłam spokojna. No, prawie.
Wykrzywiona w bólu twarz Harry'ego wciąż widniała przed moimi oczami, boleśnie mnie raniąc. Naprawdę nie wiedziałam, co jeszcze mogłabym zrobić, by naprawić swój błąd.
Przechodząc obok jednego z butików, ujrzałam Lou, stylistkę chłopaków, z którą bardzo się zżyłam, będąc kilka miesięcy temu w Londynie z Harrym. Często ją odwiedzaliśmy. Teraz trzymała Lux, swoją córkę za rękę, a drugą przeglądała ciuchy powywieszane na wieszakach. Uśmiechnęłam się, zdając sobie sprawę, że ona mogłaby mi pomóc dostać się w jakiś sposób do Hazzy.
- Hej, Lou!- podeszłam do właścicielki fioletowej czupryny z szerokim uśmiechem, który zaraz znikł, gdy zobaczyłam jej wrogie spojrzenie.- Uhm... Coś się stało?
- A jak myślisz? Podchodzisz do mnie po takim czasie, jakby nigdy nic się nie stało?- rozejrzała się na wszystkie strony, upewniając się że nikt nie patrzy, po czym dodała ciszej.- Wciąż nie rozumiem, jak mogłaś opuścić Harry'ego!
- To nie tak, on był dla mnie wszystkim, Lou, on...- chciałam dodać, że wciąż jest, jednak dziewczyna gwałtownie mi przerwała.
- Był dla ciebie wszystkim, więc dlaczego go zostawiłaś?
- Ja...- nadal nie dawała mi prawa głosu, cholera.
- To nie była miłość, to była zwykła jednorazowa przygoda. Pomyśl, jak bardzo go tym zraniłaś, na co z pewnością sobie nie zasłużył.
Co do..? Stałam i patrzyłam jak wychodzi z małą Lux na rękach. Jednorazowa przygoda? Co u licha ona sobie wymyśliła? Pokręciłam głową, wyrzucając z siebie niechciane myśli. Niestety, nie wyszło mi.
Straciłam wszystkich, do których chciałam wrócić i znaleźć pomocną dłoń. Jestem zdana na siebie i wychodzi na to, że nikt nie przybędzie mi na pomoc. Zresztą po co pomagać dziewczynie, która uznała Harry'ego jako jednorazową przygodę?
Prychnęłam.
Wychodząc na ulice, spostrzegłam po drugiej stronie spore zbiorowisko, w którym mignęła mi twarz przerażonej Perrie Edwards. Schylała się nad kimś, kto leżał bezwładnie na ziemi, krzycząc coś niezrozumiale. Ludzi zbierało się coraz więcej, lecz nikt nie kwapił się do pomocy, po prostu obserwowali poczynania Pezz.
Zdeterminowana żeby jej pomóc, podeszłam szybko, klękając obok niej, przepychając się wśród ludzi. Widząc wbity nóż w prawy bok Zayna o mało nie usiadłam ze zdziwienia na ziemi. Wiedziałam, że trzeba mu pomóc, a przede wszystkim wezwać pomoc, bo inaczej chłopak wykrwawi się.
- Perrie, gdzie wasza ochrona?- spojrzałam na nią ukradkiem, gdy ściągałam swój sweter.- Dzwoń po karetkę, byle szybko.
- Cała trójka poszła szukać Lou z Lux, nie było jej już ponad pół godziny, więc zaczynaliśmy się martwić- mówiła ochryple, szukając w torebce telefonu.- Nawet nie zauważyłam, jak ktoś podszedł do Zayna i...
Kiwnęłam głową na znak, że rozumiem o co jej chodzi. Wystarczyło tylko spojrzeć na pannę Edwards, aby zobaczyć jak bardzo jest wstrząśnięta.
- Oddycha? Czułaś bicie jego serca?- jej potakująca odpowiedź sprawiła, że było mi lżej.- A gdy upadał, uderzył głową o beton?
Widząc jej drgającą wargę, zacisnęłam zęby i znów spojrzałam na nieprzytomnego chłopaka. W ten sposób, mógł mieć nawet wstrząs mózgu. Gdy Perrie poprosiła mężczyznę obok o wezwanie pogotowia, ja właśnie starałam się podnieść ciało Malika tak, by nóż się nie poruszył i przewiązując sweter między raną, spojrzałam na jeszcze bardziej zdezorientowaną Perrie.
- Nóż trzeba usztywnić, żeby się nie przemieścił i nie uszkodził żadnych organów. Widzisz, jak wydął mu się brzuch?- położyłam dłonie na tułowiu Zayna i mocno nimi naparłam.- Jest twardy, więc ma krwotok wewnętrzny. Musimy podkurczyć mu nogi.
Jak powiedziałam, tak zrobiłyśmy. Po chwili Perrie sprawdzała, czy Zayn wciąż oddycha, za to ja wypatrywałam karetki pogotowia, która była nam teraz bardzo potrzebna. Patrząc na coraz większą ilość wypływającej krwi z rany z nożem, nie potrafiłam jej zatamować. Byłam bezużyteczna.
Słysząc syreny pogotowia, zerwałam się z miejsca zaczynając przeganiać zbiegowisko. Widząc, jak ratownicy wnoszą Zayna do karetki, zauważyłam, jak Perrie łapie za moje zakupy i wsiada razem z ratownikami do środka. Pociągnęła mnie za sobą, a gdy usiadłyśmy, spojrzała na mnie zapłakana i powiedziała tylko trzy słowa.
- Dzwoń do Harry'ego.
Nie zawahałam się nawet na chwilę. Wyjęłam z torby telefon, wyrzucając wszystko dookoła, wybrałam jego numer w liście kontaktów i nacisnęłam zielony przycisk. Odebrał już po dwóch sygnałach, jednak dla mnie wydawało się to długimi godzinami. Nie byłam pewna, czy ode mnie odbierze.
- Harry?- zapytałam cicho, skubiąc rękaw bluzy rannego chłopaka.- Musisz szybko przyjechać, ktoś zaatakował Zayna, właśnie jedziemy do szpitala.
- Zaraz będę- po tych słowach usłyszałam odgłos rozłączonego połączenia. Schowałam telefon do kieszeni spodni i schowałam twarz w dłoniach, myśląc o tym, jak bardzo nudził mnie dzisiejszy poranek.
***
Siedząc naprzeciwko Perrie Edwards, zrozumiałam co to prawdziwe oddanie i doszłam do wniosku, że tak naprawdę nigdy nie byłam tak bardzo oddana Harry'emu. Mimo, że dziewczyna wyglądała na wyczerpaną już na ulicy, wciąż siedziała w szpitalu i czekała na jakiekolwiek informacje na temat zdrowia jej chłopaka.
Od pół godziny siedzimy w poczekalni, tuż obok izby przyjęć i nikt nie kwapi się z wiadomościami na temat tego, czy Zayn w ogóle żyje.
Liczę każdą minutę i Harry'ego wciąż nie ma.
Obserwuję Perrie i liczę każdą łzę spływającą po jej policzkach, a Harry'ego nadal nie ma.
Gdzie jest moje marzenie?
Może stało się coś gorszego od wypadku Zayna?
Kręciłam się niespokojnie na krześle i czułam, jak coraz trudniej jest mi oddychać.
A co, jeśli nie pomogłam wcale Zaynowi?
Pochyliłam się i dotknęłam dłoni Perrie w geście niemych przeprosin, a ona lekko ją ścisnęła. Spędziłyśmy tak kolejne dziesięć minut, później wstałam i zaczęłam chodzić w kółko, aż w końcu, oparłam się o jedną ze ścian, wpatrując się w Pezz. Gdy odwróciła głowę w kierunku wejścia do szpitala, zrobiłam to samo, jednocześnie odnajdując wzrokiem swoje marzenie. Szedł na przodzie, a za nim reszta chłopaków. Był na skraju wytrzymania, więc gdy wręcz podbiegł do mnie, by mocno się we mnie wtulić, bez zastanowienia przylgnęłam do niego równie mocno. Przytuliłam czoło do szyi Harry'ego i upajałam się zapachem tak drogim mojemu sercu. Wtulając twarz w moje włosy, oddychał szybko, więc wplotłam dłonie w loki Harry'ego, co jakiś czas przejeżdżając dłońmi po jego szyi, co trochę nas uspokoiło. Uścisk dłoni na moich biodrach stał się luźniejszy i ja nie ściskałam tak mocno.
- Ciii, Harry, spokojnie- szepnęłam, jeżdżąc dłońmi po jego plecach.- Wszystko będzie w porządku. Jestem przy tobie.
Z chwilą, gdy wypowiedziałam ostatnie słowa, z sali, gdzie trafił Zayn, wyszedł lekarz.

11 komentarzy:

  1. cudowny rozdział *.* mam nadzieje,że wszystko w porządku z Zayn'em i że Isabell mu jakąś pomogła, ej a Lou troche nie tak sie zachowała w stosunku do Isy powinna dać się jej jakaś wytłumaczyć. Aww ta końcówka co Harry sie w nią wtulił była słodka,może jej wszystko wybaczy,mam taką nadzieje. Czekam cierpliwie na kolejny rozdział,obyś go szybko dodała <3

    OdpowiedzUsuń
  2. JEZU ALICE CUDOWNY ROZDZIAL, WGL CZYTALAM Z WIELKIM PRZEJECIEM! SLODKA KONCOWKA I BOZE NO PODOBA MI SIE STRASZNIE XXX

    OdpowiedzUsuń
  3. Oooo kurde, kurde, kurdee *.*
    Pisz daleej !!! co z Zaynem ? Jejku, boję się...
    takie emocje... XD kurcze, wciągnęło mnie... :)
    ta scena, z ratowaniem, ten nóż.. brrrr...
    A ten koniec z Harrym.. mrrr ^^
    Świetnie piszesz !!! ;3
    Czekam niecirpliwie na kolejny rozdział !!! xx

    OdpowiedzUsuń
  4. cudo *.* dawaj dalej .... :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Błagam dodaj już kolejny <3 wchodzę tu codziennie kilka razy i nie mogę się doczekać następnego rozdziału...proszę pisz go już :***

    OdpowiedzUsuń
  6. Jest swietny, prosze dodaj nexta ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. Błagam dodaj już kolejny...bo nie wytrzymam :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Oj troszkę chyba późno... XD Ale dobra dopiero przeczytałam bloga... To kiedy dodasz następny rozdział? XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też pytam.. bo kurcze nie mogę się doczekać. a słowa tego rozdziału znam już na pamięć ;*

      Usuń